Mama robiła obiad – coś tam kroiła,
coś mieszała. Córka weszła do kuchni i przyglądała się jej chwilę. Kochała ją
ponad wszystko, mimo wszystko, za wszystko i za nic. To wyjątkowe ciepełko w
sercu odczuwała nawet wtedy, gdy stały sobie po prostu w jednym pomieszczeniu,
a nawet kiedy były kilometry od siebie.
-
Jakbyś chciała kiedyś, żebym zniknęła, stłucz tamten słoik. – Stwierdziła
niespodziewanie mama, wskazując ruchem głowy na najwyższą półkę.
Córka spojrzała w tamtym kierunku.
Stał tam tylko jeden słoik, w którym był jakiś świecący kłębuszek. Próbowała po
niego sięgnąć, chcąc go schować w miejscu, w którym by się nie stłukł na pewno,
ale była za niska i jej próby zdjęcia go zakończyły się tragedią. Słoik spadł i
rozpadł się na milion małych kawałeczków, a mama znikła. Została rozpacz,
złamane serce i nienawiść do samej siebie.
O kurczę xD Z jednej strony dramatyczne zakończenie, ale jest w tym coś żartobliwego, taki figiel. Bo czasami jak bardzo chcemy, aby coś się nigdy nie stało, to właśnie się staje, albo na odwrót: gdy czegoś bardzo pragniemy, nigdy się nie dzieje. Może czasami lepiej odpuścić, zostawić rzeczy jak są, a może będzie dobrze...?
OdpowiedzUsuńNo nie do śmiechu mi było, jak mama znikała :P W śnie of course :D
Usuń